14/08/2012

Solidarność muzycznych sław w Gdańsku

Występ legendy muzyki, amerykańskiego aranżera i producenta Quincy Jonesa zwieńczył trzygodzinne widowisko Stańko+ na Ołowiance.

Jego jazzowe przeboje Killer Joe, Soul Bossa Nova i Manteca wykonane przez niemiecki big-band pod jego kierunkiem okazały się bardziej atrakcyjne od występów artystów reprezentujących inne style. Przestrzeń Wolności: Widowisko jazzowe Stańko+ było najważniejszym wydarzeniem festiwalu Solidarity of Arts 2012. Już trzeci raz Krzysztof Materna wyreżyserował spektakl muzyczny z udziałem gwiazd i ponownie przyciągnął wielotysięczną publiczność. To dowód, że jazzowe sławy mogą być magnesem dla słuchaczy, jeśli koncertowi nada się odpowiednią oprawę. Dwa lata temu ze swoimi gośćmi wystąpił tu Leszek Możdżer, w ubiegłym roku Marcus Miller, a teraz widowisko firmował swoim nazwiskiem nasz najbardziej utytułowany jazzman, trębacz Tomasz Stańko.

Jego solówka zagrana na podwyższeniu w środku publiczności rozpoczęła sobotni koncert na Ołowiance. Trąbka Stańki była wstępem do ballady Krzysztofa Komedy Nim wstanie dzień z filmu Prawo i pięść. Staszek Sojka, który zaśpiewał ją z akompaniamentem kontrabasu, dodał tej urokliwej kompozycji dramatyzmu. Trębacz wychodził jeszcze dwukrotnie w publiczność grając inspirujące, drapieżne nuty przed występami Moniki Brodki w temacie Komedy z filmu Bariera i przed pojawieniem się Quincy Jonesa.

Basista i wokalista z Kamerunu Richard Bona wzbudził entuzjazm publiczności przebojowym tematem Bilongo. Kiedy na scenę zaprosił Mikę Urbaniak wydawało się, że razem wykonają jedną z wielu kompozycji Bony nasyconych afrykańskimi rytmami. Wybór standardu Autumn Leaves okazał się nietrafiony, a interpretacja pary wokalistów ani ciekawa, ani oryginalna. Bona poprawił swoją reputację showmana w ekspresyjnym Te Dikalo zagranym w rytmach calypso.

Entuzjastycznie przyjęto pierwszy w Polsce występ wokalistki r’n’b Chaki Khan. Chociaż najlepsze lata ma już za sobą, w niespełna pół godziny zrobiła show ze swoimi przebojami: I Feel For You, Sweet Thing, tu zmysłowo przymilała się gitarzyście i wreszcie popisowy I’m Etery Woman dedykowany córkom, matkom, babciom i prababciom.
Na początku występu Kayah z grupą Tomasza Stanki nie było słychać jej głosu. Ponieważ koncert był transmitowany przez Canal+ na żywo, wokalistka nie mogła przerwać. Na szczęście, jej głos wreszcie rozległ się z głośników i publiczność mogła wysłuchać Szarej kolędy Komedy.
Najjaśniejszym momentem wieczoru był występ nowego zespołu Tomasza Stańki z gościnnym udziałem wirtuozki instrumentów perkusyjnych Marilyn Mazur. Stańko zagrał dwa intrygujące utwory z przygotowywanej płyty Wisława i napisaną specjalnie na ten wieczór Song for Solidarity.

Quincy Jones był autentycznie szczęśliwy witając się po raz pierwszy z polską publicznością. Miał tak wiele do powiedzenia, że musiał posiłkować się kartką. Siedząc na krześle poprowadził niemiecką orkiestrę z werwą rozgrzewającą publiczność. Na chwilę ustąpił miejsce dyrygenta Adamowi Sztabie, by ten pokierował swoją aranżacją słynnej kołysanki Sleep Safe and Warm Komedy z filmu Dziecko Rosemary. Zaśpiewała ją Urszula Dudziak, choć w tradycyjnym stylu nie porywając się na oryginalność.

Mika Urbaniak utonęła w objęciach Quincy Jonesa po zaśpiewaniu standardu I’m Begining To See the Light Duke’a Ellingtona. Potwierdziła, że standardy nie są jej domeną, ale występ z tak sławną postacią to dla niej niewątpliwa nobilitacja.

Z popularnych w Polsce artystów jazzowych pozostali organizatorom tylko Pat Metheny i Herbie Hancock, bo nasze media nie kreują nowych sław. W tym roku pojawili się artyści popowi, ale nie były to atrakcyjne występy. Prezentacja projektu muzycznego R.U.T.A. była przydługa i nużąca, a teksty nie pasowały do idei solidarności w sztuce, jaka przyświeca festiwalowi. Przyszłoroczne widowisko powinno połączyć artystów najróżniejszych stylów grających i śpiewających na swoim najwyższym poziomie.

Z tegorocznego, sierpniowego wieczoru na Ołowiance zapamiętamy z pewnością Tomasza Stańkę grającego solo ponad głowami słuchaczy i szczęśliwego Quincy Jonesa. To były wzruszające momenty.


Tekst: Marek Dusza