Charles Landry to lider w dziedzinie planowania kulturowego, ale także autor książek, mówca i międzynarodowy ekspert w kwestii przyszłości miast. Był także jednym z głównych „mistrzów ceremonii” na UrbanLab w Kilonii (24-25 lutego 2020). Ekipie projektu Urb Cultural Planning udało się odciągnąć Charlesa od jego obowiązków i zadać pięć pytań o kulturalnym planowaniu i tworzeniu dialogu. Przeczytajcie, by dowiedzieć się, dlaczego uczestniczymy w tym projekcie.
Co dla ciebie było punktem zwrotnym w myśleniu o planowaniu kulturowym miast?
Po pierwsze urodziłem się jako dziecko niemieckich emigrantów, którzy osiedlili się w Wielkiej Brytanii. Chodziłem do szkoły w Niemczech, a potem udałem się na studia do Włoch. Tak więc dość wcześnie miałem doświadczenie życia w trzech kulturach. Wpłynęło to na mnie – zawsze zadawałem sobie pytania: kim jestem? dokąd zmierzam? W tamtym czasie w Europie następowała też gwałtowna zmiana w myśleniu o tym, jak można wykorzystywać surowce. Ludzie zaczęli patrzeć na kulturę w szerokim kontekście, tak jak ja – zadawali pytania o tożsamość, nawyki, zachowania, podejście do różnych kwestii. Ale też w węższym sensie – o kulturę jako sztukę i działalność wokół niej. Na początku było to ważne właśnie dlatego, że miasta jak gdyby zanikały i wielu ludzi zaczęło pytać – co jeszcze nam zostało?
Mój osobisty punkt zwrotny nastąpił, kiedy zdałem sobie sprawę, że już wcześniej popełniliśmy błąd. Kiedy wraz z kolegami rozwijałem idee kulturowego planowania, ludzie myśleli, że mówimy o budowaniu instytucji kultury lub myślimy tylko o branży kreatywnej. A tak naprawdę musieliśmy zacząć „myśleć kulturą”, co znaczyło rozumieć kulturę danego miejsca. Rozumiejąc ją, jesteś w stanie wymyślić plan działania dla konkretnego miejskiego ekosystemu.
Jakich miejsc potrzebuje miasto, by uzyskać urbaniści i lokalna społeczność naprawdę na nim skorzystało
To, czego pragniemy w mieście, to kulturowa otwartość i ciekawość. Kultura dialogu. To właśnie miasto jest miejscem, w którym częściej niż gdziekolwiek spotykają się obcy sobie ludzie. I dlatego kwestia przestrzeni publicznej, miejsc zgromadzeń, jest tak istotna. Do kulturalnych rozmów potrzebne są realne, fizyczne przestrzenie. Tak naprawdę często stare, industrialne przestrzenie (jak na ironię losu, będące w okropnym stanie) generują najwięcej zainteresowania. Ale to tylko jedna kategoria miejsc, które mogą tętnić kulturą. Problem polega na tym, że są one często postrzegane jako alternatywne, przeznaczone dla ograniczonej części mieszkańców. Nawet jeśli te miejsca są dobrze prowadzone, dla większości nadal pozostają nieatrakcyjne. Z kolei miejsca historyczne są ściśle związane z centrum miasta i dla zwykłych ludzi – często onieśmielające.
Które miasta mógłbyś nazwać liderami kulturowego planowania przestrzeni?
Jeśli weźmiesz helikopter i spojrzysz na miasta z góry, zawsze znajdą się interesujące projekty. Pytanie brzmi – czy to wszystko ze sobą współgra? Czy jest to miejsce, w którym na poważnie podchodzi się do planowania przestrzennego? Następnie spójrz na miejsca takie jak Amsterdam, który jest dość otwarty i inkluzywny. Podobnie jak Kopenhaga. Nie musi to być tak duże miasto, może to być mniejsza, ale pewna siebie miejscowość jak Aarhus w Danii, Ghent w Belgii czy Mannheim w Niemczech. Rozmiar niekoniecznie stanowi o wielkości. Oczywiście, mamy zabawny paradoks – im większe miasto, tym mniej prawdopodobne, że poczujesz w nim atmosferę kolektywnej współpracy – z powodu jego różnorodności. Ale z drugiej strony im mniejsze miasto, tym trudniej w nim coś zmienić.
Jakie powinny być pierwsze kroki w stronę planowania kulturowego?
Myślę, że pierwszym krokiem jest chcieć i mieć ambicję, żeby ruszyć naprzód. Czasem „ruszyć naprzód” może oznaczać także pozostawienie pewnych rzeczy po staremu przy jednoczesnym włączaniu elementów, które pomagają dostosować się do współczesnego świata – np. cyfryzacja czy uznanie faktu, że doświadczenie młodych ludzi różni się od tych, którzy mają po 50, 60 lat. Najważniejsze to zacząć rozmawiać, na jakikolwiek temat. Często nawet wielkie projekty kulturalne mogą przynieść zmianę dla lokalnej społeczności, na przykład wszelkie „stolice kultury”, pod warunkiem że są użyte jako pretekst do rozpoczęcia dialogu.
Ostatecznie zupełnie pierwszym krokiem jest nasze nastawienie. Ciekawość i otwartość, chęć słuchania. Jest wiele miast, które odnoszą sukcesy, ale czy ich sukces nie wynika tylko z faktu, że stawiają mnóstwo budynków czy infrastruktury? A co z budowaniem społeczności? To oczywiste, że dialog jest na równi jednym z tych wielkich osiągnięć, jakimi może poszczycić się miasto.
Gdy ktoś mówi ci: zaszliśmy tak daleko bez planowania kulturowego, po co nam to?, co mu odpowiadasz?
Dobre pytanie. Czasami odpowiadam zdaniem, które wychwyciłem od kogoś i zaadaptowałem na własne potrzeby. Długo musiałem udowadniać, dlaczego kultura, kreatywność, projektowanie przestrzenne i myślenie artystyczne jest potrzebne. To zmuszało mnie do defensywy. Musisz przeliczyć, jak wpływa to na ekonomię, rynek pracy czy inne czynniki społeczne. Dziś jednak nie mówię, co jest wartością planowania kulturowego, ale jaki jest koszt braku takiego planowania. Jaki koszt ponosimy, pomijając kulturowe czy artystyczne myślenie? To zmusza osobę, której zadajesz to pytanie, do usprawiedliwienia własnego sposobu myślenia i znalezienia odpowiedzi na własne pytania.
Rozmowa pochodzi ze strony https://urbcultural.eu/
Więcej o roli NCK w projekcie znajdziecie tutaj.