01.11.2008 - 01.11.2008

VI Pomorskie Zaduszki Artystyczne

Nadbałtyckie Centrum Kultury
oraz
Duszpasterstwo Środowisk Twórczych Archidiecezji Gdańskiej

zapraszają na
VI Pomorskie Zaduszki Artystyczne
Nie wszystek umrę
 

 

 

Naszych nieobecnych przywołają aktorzy Teatru Wybrzeże: Joanna Kreft-Baka, Mirosław Baka
zabrzmią wiersze Anny Kamieńskiej i Tadeusza Różewicza
w wykonaniu Haliny Słojewskiej

wystąpią
Mieczysław Abramowicz – epitafium Eliasa Jaffe

Dominik Bukowski – wibrafon
Janusz Mackiewicz – kontrabas
Krzysztof Topolski
– perkusja, dźwięki elektroniczne

wizualizacje
Marek Zygmunt

Scenariusz i reżyseria: Paweł Paulus Mazur
współpraca: Łukasz Dąbrowski
Epitafia: Tadeusz Skutnik


Pomorskie Zaduszki Artystyczne
to swoistego rodzaju misterium poświęcone pamięci zmarłych - wybitnych artystów, ludzi kultury i nauki Pomorza, którzy odeszli na przestrzeni ostatniego roku. Ważną częścią „Pomorskich Zaduszek Artystycznych” będzie edycja pamiątkowego wydawnictwa z biogramami zmarłych, znanych Gdańszczan. Folder będzie rozdawany podczas uroczystego koncertu w kościele Św. Jana.

Wstęp wolny


Antoni Grabarczyk
(1949 – 2007)
Grabar, legendarny twardziel we wspólnej z Solidarnością walce o wolność, a w podziemiu o Solidarność, nieodmiennie budził wściekłość władz komunistycznych. Za zorganizowanie strajku w Porcie Gdańskim, w proteście przeciw stanowi wojennemu, dostał jeden z najwyższych wyroków Sądu Marynarki Wojennej: siedem i pół roku więzienia. W Areszcie Śledczym w Gdańsku za zorganizowanie buntu więźniów i przeprowadzenie protestu głodowego został ciężko pobity (25 proc. utraty zdrowia). Zwolniony pod koniec 1984 na mocy amnestii, ponownie aresztowany we wrześniu 1985 był więziony przez rok bez wyroku. W sierpniu 1988 znowu wmieszał się w organizację strajku w porcie, toteż musiał szukać pracy poza nim. Znalazł - w spółdzielni Świetlik w Gdańsku. Niespokojny duch, wrócił do pracy w porcie. I do działania w Solidarności, chociaż miał jej coraz więcej do zarzucenia, choćby „sprzedajność” Okrągłego Stołu. Należał do Stowarzyszenia Godność zrzeszającego więźniów politycznych lat 80. Skromny kierowca, sprytny wydawca, nieodstępujący zasad honoru i przyzwoitości człowiek, zmarł po ciężkiej chorobie 7 listopada 2007. Prezydent zdążył odznaczyć go Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Jadwiga Habela (1924 – 2007)
Zmarła 16 listopada 2007 dr hab. inż. arch. Jadwiga Habela była profesorem Wydziału Architektury Politechniki Gdańskiej, Katedry Historii i Teorii Architektury, wybitnym nauczycielem akademickim. Wyszła ze szkoły Mariana Osińskiego, wychowawcy całego pokolenia architektów, do którego oprócz niej należeli m.in. Jerzy Stankiewicz i Janusz Ciemnołoński. Prof. Habela należała do nurtu kontynuacji historycznej tradycji Gdańska. Jej specjalności to historia architektury polskiej i konserwacja zabytków architektury, zaś najbliższy temat to fortyfikacje miejskie. Znalazł się on w promowanych przez nią przewodach doktorskich Grzegorza Bukala, Roberta Hirscha i Jakuba Szczepańskiego, co jest dowodem, że prof. Habela dochowała się swojego pokolenia historyków architektury. Najbardziej znana jej praca to monografia Ratusz Staromiejski w Gdańsku (I wyd. Ossolineum 1975, zmien. 1986). Kiedy w latach 1994–95 toczył się generalny remont Ratusza, starsza pani niczym nastolatka biegała po zwałach gruzu i wskazując laseczką prosiła: jeszcze tu mi pan odkuje (fragment tynku)… Nic w tym dziwnego – gdy pisała swoją monografię, nie mogła nawet zeskrobać ze ściany odrobiny farby.

ks. Brunon Kędziorski (1942–2007)
Proboszcz archikatedry oliwskiej od 1991, ks. prałat Brunon Kędziorski zmarł na zawał serca
21 listopada 2007 r. Miał 65 lat. W roku śmierci obchodził czterdziestolecie kapłaństwa.
W Kościele Gdańskim, oprócz katedralnego probostwa Świętej Trójcy, pełnił inne liczne
funkcje. Był m.in. duszpasterzem leśników, kościelnej służby mężczyzn Semper Fidelis, sędzią Sądu Duchownego i dziekanem dekanatu oliwskiego. Podczas ubiegłorocznego Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Organowej w Oliwie ks. Kędziorski otrzymał odznaczenie Zasłużony dla Kultury Polskiej, przyznane mu przez Ministra Kultury. Rzeczywiście był zasłużony, nie tylko dla kultury duchowej i stricte religijnej, jak kult Matki Boskiej Oliwskiej, na który zwrócił uwagę podczas mszy św. żałobnej ks. abp Tadeusz Gocłowski, ale i np. dla architektury okołokatedralnej. Mimo wielu stresujących obowiązków, był pogodny i otwarty na ludzi.

Andrzej Dorniak (1952–2007)
Jego śmierć, od pierwszego podejrzenia, przyszła piorunem. Jeszcze niedawno liczył pływające hotele na Euro 2012 w gdańskim porcie, którego był ostatnio rzecznikiem prasowym. To dość odległe zajęcie od zajęć na wydziale filozoficznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, który ukończył, czy nawet od studium religijno-etycznego Uniwersytetu Gdańskiego. Był członkiem rady nadzorczej Radia Gdańsk, ale i to zajęcie jest dość oddalone od młodzieńczych zainteresowań, wtedy bowiem jeszcze wiersze chodziły mu po głowie. Debiutował w legendarnej serii Borosa tomikiem Podziemne przejścia w 1978. Potem jeszcze wydał tomik Mgła i na tym poprzestał. Przez ponad dziesięć lat był dziennikarzem telewizyjnym w gdańskim ośrodku; wcześniej ukończył realizację telewizyjną w łódzkiej filmówce. Nie przywiązywał specjalnej wagi do twórczości własnej, poszedł w zaplecze – w utrzymywanie, wspieranie, budowanie podstaw wolnego słowa. Przełomowy w tym względzie był Sierpień 1980 i wybuch Solidarności, z którą związał się od pierwszych dni. Był m.in. pracownikiem BIPS-u (Biuro Informacji Prasowej Solidarność), skutkiem czego w stanie wojennym i później zaczął poznawać zawody nie mające wiele wspólnego z filozofią, etyką, poezją itp. Nie słyszano, żeby się uskarżał. Tkwił w podziemiu wydawniczym, tworzył fakty. W połowie grudnia 2007 jednak przeszedł na drugą stronę cienia. Czyli, jak sam mówił, wykonał salto mortale w następny dzień.

Ferdinand Neureiter (1928–2007)
Amicus Poloniae przyszedł na świat w rodzinie lekarza sądowego w Rydze na Łotwie 15 sierpnia 1928 r. W 1937 rodzina przeniosła się do Wiednia, gdzie po ukończeniu szkół podjął naukę języków. Ta znajomość przydała mu się, gdy po śmierci ojca musiał porzucić studia i podjąć pracę w rodzinnej firmie, podróżując jako akwizytor po świecie. Z żoną zamieszkał w mieście Mozarta – Salzburgu. Już w 1947 r. zainteresował się Kaszubami. Nawiązał korespondencję w licznymi działaczami kaszubskimi, zaczął uczyć się polskiego i kaszubskiego, a po odwilży październikowej publikował w czasopismach polskich i austriackich artykuły o literaturze kaszubskiej. Wreszcie w 1973 r. wydał dwujęzyczną Kaschubische Antologie, a pięć lat później Geschichte der Kaschubischen Literatur, wydaną po polsku w 1982 r. jako Historia literatury kaszubskiej. Próba zarysu. Ambasador kultury polskiej i kaszubskiej w Salzburgu spotykał się również z krytyką i podejrzliwością; miał jakoby działać przeciwko Polsce. Za wolnej Polski odznaczony został m.in. Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi RP. Najszybsi byli jednak kaszubscy studenci: już w 1973 r. przyznali mu swój Medal Stolema, tj. giganta z kaszubskich podań ludowych. Ten to Stolem odszedł ze świata ostatniego grudnia 2007 roku.

Maria Koszarska (1930 – 2008)
Odeszła 22 stycznia, prawie tak jak stała – żeby nie zaprzątać sobą rodziny, przyjaciół, wychowanków. Żołnierz cichego frontu (Szare Szeregi, AK) od młodzieńczych lat, których sobie dodała, aby wziąć udział w Powstaniu Warszawskim. Wcześniej razem z matką uciekła z rodzinnego Horodzieja, spod okupacji sowieckiej, aby nie skończyć gdzieś na Syberii. W jej rodzinie było to normalne: wszyscy walczyli o Polskę, ginęli na frontach lub w kazamatach. Maria Koszarska, znalazłszy się w Gdańsku, pracowała w Zakładach Graficznych, co później okazało się przydatne, gdy angażowała się w działalność konspiratorską Ruchu Młodej Polski i nie tylko. Przez jej matecznik na Grażyny we Wrzeszczu przewinęli się Aleksander Hall, Aram Rybicki, Donald Tusk, Bogdan Borusewicz, którego najwyżej ceniła jako urodzonego konspiratora. Powstanie NSZZ Solidarność przyjęła z ogromną radością i czynnie, z właściwą sobie energią włączyła się w realizację związkowych zadań. Ona widziała ich dalekosiężny cel: wolność, niepodległość, niezawisłość. Doczekała, choć nie w wymarzonym kształcie. Dostarczało jej to wielu duchowych udręk. Pani Maria nigdy nie wychodziła przed szereg, zwłaszcza przed szereg ustawionych do odznaczeń. Pracowała zawsze w tle, na zapleczu, na cichym froncie. Tam, gdzie rodzi się przyszłość.

Stanisław Ludwig (1915 – 2008)
Gdy 23 stycznia 2008 nadeszła wieść, że odszedł na wieczną wachtę mgr Stanisław Ludwig, to stało się tak, jakby odeszła cała epoka w morskiej historii Polski. Albo dwie, a może nawet trzy. Urodzony niedługo po wybuchu I wojny światowej, od dzieciństwa zafascynowany morzem. Po ukończeniu Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni, w latach 1937–1939 pływał jako trzeci, drugi i wreszcie pierwszy oficer na Zawiszy Czarnym pod komendą legendarnego generała Mariusza Zaruskiego! Stanisław Ludwig po wojnie włączył się w żmudny proces budowania Polski morskiej. Jako publicysta, wydawca, niestrudzony działacz różnych struktur i instytucji. Senior Ligi Morskiej i Rzecznej, współtwórca Centralnego Muzeum Morskiego i jego pracownik naukowy, współzałożyciel Państwowego Centrum Wychowania Morskiego, wieloletni uczestnik spotkań Polskiego Towarzystwa Conradowskiego itd. Budował tę Polskę morską, a pod koniec życia z żalem obserwował jej demontaż. Najmniej znana jest sfera duchowej działalności Ludwiga, mianowicie w Ruchu Światło-Życie. Wraz z żoną Jadwigą należeli do pierwszych twórców Ruchu na Wybrzeżu, od początku lat 70. blisko współpracowali z ks. Franciszkiem Blachnickim, na Kopiej Górce byli nazywani Wujenką i Wujciem. Człowiek wielkiej delikatności, szlachetności, kultury. Przedwojenny oficer.

Edwin Rymarz (1936 - 2008)
W minionym roku śmierć poczyniła ogromne pustki w środowisku muzycznym. Śmiertelną
serię zaczyna Edwin Rymarz (po nim pójdą Sergiel, Hajdun i Kowalski). Kompozytor i teoretyk muzyki, autor publikacji o życiu muzycznym Gdańska był absolwentem Wydziału Dyrygentury, Kompozycji i Teorii Muzyki (1964) oraz Wydziału Instrumentalnego (1965) Akademii Muzycznej w Gdańsku. Później wykładał tam na Wydziale Dyrygentury, Kompozycji i Teorii Muzyki. Mógłby też z powodzeniem wykładać organizację nauczania muzycznego, którą osobiście przepracował, m.in. jako wizytator szkolnictwa artystycznego w Urzędzie Wojewódzkim 1973–1981, a od roku 1982 do 2007 – dyrektor Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej w Gdańsku. Jeden z wychowanków mówi o nim tak: wspaniały człowiek. Doskonały muzyk – posiadał trzy fakultety, pisał świetne, folklorystyczne transkrypcje (góralskie). Sam też komponował, np. często grywaną Toccatę. Odznaczony licznymi nagrodami, w tym Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, najbardziej sobie cenił jednak Medal Mściwoja: za wybitne osiągnięcia w dziedzinie organizacji życia muzycznego w Gdańsku, bogaty dorobek kompozytorski i pedagogiczny… Czyli za całość.

Franciszek Duszeńko (1925 – 2008)
Coraz więcej otacza nas cieni. Coraz liczniej odchodzi pokolenie II wojny światowej, obozów
koncentracyjnych, rządów komunistycznych. Zabiera w niepamięć hańbiącą prawdę swoich
czasów albo przeciwnie: powierza ją naszej pamięci. Trudno w Gdańsku znaleźć osobę, do
której bardziej przylegałyby powyższe słowa. Przeżywszy lat 83, 11 kwietnia 2008 odszedł Franciszek Duszeńko, rzeźbiarz. Pozostawił nam Pomnik Bohaterów Westerplatte, który zaprojektował z Adamem Hauptem, architektem, też już śp. Pozostawił też wstrząsający pomnik-mauzoleum na szczątkach obozu zagłady w Treblince. Sam pomnik, w miejscu byłej komory gazowej, otacza pole z siedemnastu tysięcy złomów granitowych, jakby wystających z ziemi, potrzaskanych żydowskich macew nagrobnych. Mówię trochę więcej o tamtym pomniku, bo ten pierwszy mamy na co dzień; stał się jednym z symboli Gdańska. Franciszek Duszeńko jeszcze za życia jakby chciał zniknąć za swoimi dziełami, żeby pozostały po nim tylko one. Nawet żeby nie pozostało ich wiele. Pozostawić kilka takich, co nie da się ich ani wyłamać z pamięci, ani wymazać z krajobrazu. Zakląć w nich jakąś siłę fatalną, która przez pokolenia będzie ostrzegała: nigdy więcej. A gdy się to już utrwali, pozostanie tylko siła moralna, tkwiąca w obrobionym ludzką ręką głazie.

Roman Wapiński (1931-2008)
Gdy odchodzi wybitny człowiek, wychowawca, autorytet – naukowy i moralny – zdaje się czasami, że odszedł ostatni. Tak można było pomyśleć i 14 maja br., na wieść o śmierci prof. dr hab. Romana Wapińskiego. I choć zwykle okazuje się, że ktoś nam jeszcze pozostał, to w przypadku prof. Wapińskiego można powiedzieć: odszedł jeden z ostatnich, którym Gdańsk zawdzięcza powstanie uniwersytetu. Urodzony 8 maja 1931 r., stał się z czasem (choć był to czas nieprzychylny jego specjalizacji naukowej) znawcą narodowej demokracji i postaci Romana Dmowskiego. Był także autorem biografii i Ignacego Paderewskiego. Badaczem świadomości politycznej, pokoleniowości, a także regionalizmu. Pod jego kierunkiem powstało kilkadziesiąt prac doktorskich, setki magisterskich. Może najbardziej zostanie zapamiętane magisterium obecnego premiera: Donald Tusk napisał pod jego kierunkiem rzecz o kształtowaniu się legendy Józefa Piłsudskiego w przedwojennych czasopismach. Doktor honoris causa Uniwersytetu Wrocławskiego, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności pozostanie w życzliwej pamięci pokoleń swoich wychowanków, a także wszystkich tych, którzy nie wstydzą się patriotyzmu.

Kazimierz Sergiel (1938–2008)
Sztandarowa rola Kazimierza Sergiela to Zbigniew w Strasznym Dworze. Śpiewał ją ponad
pięćset razy. Słyszeliśmy go też jako Mefista w Fauście, Zaccarię w Nabucco i w pół setce innych kreacji podczas ponad czterdziestu lat pracy na scenach operowych. Jeden z najznakomitszych polskich basów artystyczny benefis czterdziestolecia obchodził 9 kwietnia br. Najmłodsze dziecko sześciodzietnej rodziny z Gdyni (ur. 24 czerwca 1938), tokarz precyzyjny ze średniego wykształcenia, odkrył w sobie pociąg do opery. Sklasyfikowany jako basso cantante – śpiewny bas – ukończył studia śpiewacze w gdańskiej Akademii Muzycznej. Trafił tam na znakomitą nauczycielkę, mistrzynię wielu pokoleń, sopran koloraturowy Halinę Mickiewiczówną de Larzac. Grywał pełną barw paletę postaci: od pijanych strażników po arcybiskupów i carów. Borys Godunow to jego wymarzona rola. A ukochane zajęcie poza sceną – łowienie pstrągów. Zmarł na atak serca w poniedziałek 23 czerwca 2008, w przededniu siedemdziesiątej rocznicy swoich urodzin.

Zdzisław Walicki (1940–2008)
Profesor Akademii Sztuk Pięknych – doskonały grafik, rysownik, nauczyciel Zdzisław Walicki zjechał do Gdańska z Łodzi. Tam pokończył nauki, w tym najwyższe – studia w Państwowej Szkole Sztuk Plastycznych (dziś ASP) z dyplomem w pracowni prof. Zdzisława Głowackiego w 1967 r. W gdańskiej PWSSP (dziś ASP) zajmował się grafiką projektową na Wydziale Malarstwa i Grafiki, którego był nawet dziekanem. Zdecydowanie bliższa mu była jednak praca z narybkiem artystycznym. Miał swoje twarde zasady projektowania, ale też był otwarty na nowe pomysły i tendencje. Ostatnie zanotowane u niego dyplomy to Nastroje. Typy urody. Opracowanie graficzne folderu oraz film Cztery pory roku. On sam owszem, lubił projektowanie książek, zdecydowanie bardziej jednak pociągała go plakatologia. Jazzmani na pewno zapamiętają jego plakat z twarzą Louisa Armstronga z lat bardzo już odległych, bo 70. ub. wieku. Zapamiętać powinien szczególnie jeden jazzman, kontrabasista i kompozytor – Olo Walicki, syn (1974). Ojciec zmarł 13 lipca 2008, poniekąd jednak odrodził się w synu: grafik w muzyku.


Jacek Łaszcz
(1937–2008)
Urodzony w 1937 w Brwinowie k. Warszawy, po wojnie z matką znalazł się na Wybrzeżu. Ojca nie pamiętał: ppor. Jerzy Stanisław Łaszcz został zamordowany w Katyniu. Po ukończeniu I LO w Gdańsku, Jacek w Warszawie studiował psychologię. Już wtedy wyróżniał się niezwykłą intelektualną dociekliwością i krytycyzmem – wspomina przyjaciel z akademika. Pracy magisterskiej jednak nie napisał, chyba uznał to za stratę czasu. Mimo to dostał pracę w gdyńskim Instytucie Medycyny Morskiej i Tropikalnej, którą naturalnie porzucił. Fascynował go film, z czasem doszły tłumaczenia i w zasadzie przy tym pozostał. Wybrał jednak pozycję wolnego strzelca, człowieka pełnej swobody, co się okazało bardzo niepewne egzystencjalnie. Zwłaszcza przy jego postawie: skrajnie krytycznej, racjonalistycznej, bezkompromisowej. Ironicznej, prześmiewczej, szyderczej. Tropiącej i wytykającej najdrobniejsze fałsze. Nie napisawszy własnego, Jacek Łaszcz przyswajał polszczyźnie dzieła cudze, rozbijające różne schematy. Np. kontrowersyjne Pamiętniki Leni Riefenstahl, prozę Woodyego Allena, czy Strzał w serce Mikala Gilmorea. Był człowiekiem przeczenia. Wadził się z Bogiem; miał się jeśli nie za ateistę, to solidnego niedowiarka. Zmarł na udar mózgu w gdyńskim szpitalu miejskim 21 lipca br.

Janusz Hajdun (1935–2008)
Urodzony w 1935 r. we Lwowie – odszedł do Pana 12 września 2008 po ciężkich cierpieniach. Pianista, kompozytor muzyki do ponad stu filmów, w tym nagrodzonego Oscarem Tanga, i szlagieru Niech no tylko zakwitną jabłonie, a także niezliczonych utworów wokalno-instrumentalnych, muzyki baletowej, teatralnej, radiowej i telewizyjnej. Nim ukończył studia pianistyczne i kompozytorskie, debiutował w teatrzykach studenckich. W Bim-Bomie, Teatrze Rąk Co-To, kabarecie To Tu, w Cyrku Rodziny Afanasjeff. Z tamtych lat tak zapamiętał go Ryszard Ronczewski: Na scenie jawił się nie tylko jako pianista. On grał całym sobą. Był doskonałym aktorem. To jego wkraczanie na scenę drobniutkim kroczkiem… Gdyby jednak nie upór Józefa Fuksia, skrzypcowego kompana z tamtych lat, i gdyby nie determinacja saksofonisty Przemka Dyakowskiego, jego prochy zostałyby odprawione na gdyńskim Witominie tylko w szmerze księżowskich modlitw. Tylko Fukś odważył się na parę słów pożegnania. Może dlatego, że Janusz – sam człowiek nieśmiały – onieśmielał. Sam człowiek wielkiej delikatności – powstrzymywał niedostatkiem równej delikatności. Człowiek wielkiej skromności – nie wymagał skromności od innych. Dwa tygodnie przed śmiercią otrzymał nagrodę Sopockiej Muzy. Nie zdążył już jej odebrać. Cały on.

Emil Kowalski (1955–2008)
W nocy z 3 na 4 października, zmarł największy polski klarnecista jazzowy – Emil Kowalski. Przyczyną śmierci był zator - zapewne reminiscencja przebytego kilkanaście lat temu zawału. Dzień wcześniej, omawiając z jednym ze swoich uczniów, Cezarym Paciorkiem, projekt wydania płyty z ujazzowionym Chopinem, powiedział: musimy ją szybko nagrać, bo pozostaną po nas tylko płyty. Tak niewiele ich po nim pozostało, parę jednak tak. W 1999 r. nagrał Children of Bird poświęconą Charliemu Parkerowi, w 2002 - Kolędy, a rok później - Emil Kowalski Playing Benny Goodman. Był współautorem pięciu innych albumów. Odebrał klasyczne wykształcenie muzyczne w WSM im. F. Chopina. Grał w Filharmonii Gdańskiej i Teatrze Muzycznym. Ale jednak ciągnęło go do jazzu. Pierwsze kroki stawiał w grupie Rama 111. Od 1988 prowadził własne formacje. W 1991 założył Emil Kowalski Quintet. Grywał w różnych składach, występował w trzydziestu krajach. Współpracował z tak znakomitymi muzykami, jak Buddy De Franco, Brad Terry, Eddie Henderson, Phyllis Hyman, Adrian West, Lean Williams, Ed Schuller, Bob Mayer. Przez jego formacje przewinęli się polscy znakomici jazzmani, tacy jak wspomniany Cezary Paciorek, Jacek Olter, Janusz Mackiewicz, Adam Czerwiński, Sławek Jaskułke, Dominik Bukowski, Tomasz Sowiński, Piotr Lemańczyk, Olo Walicki, Przemek Dyakowski. Wiele do zawdzięczenia mu ma Leszek Możdżer: u niego zaczynał karierę pianisty. Kowalski miał zresztą rękę do młodych talentów; wspomagał je i wysyłał w świat. Ostatnio ujazzowiał Chopina, ale także słyszeliśmy jego band wykonujący na jazzowo – Mozarta, podczas oliwskiego międzynarodowego festiwalu Mozartiana.

Kajetan Maćkiewicz (1928–2007)

Cichy, skromny człowiek o wielkiej duszy. Nie był artystą, a jednak bez niego nie odbyło się żadne wydarzenie w kościele św. Jana. Na co dzień – od 1995 roku – nadzorował prace najpierw porządkowe, z czasem kolejne etapy odbudowy świątyni. Podczas kolejnych koncertów i wystaw opiekował się artystami i wykonawcami – pomagał, doradzał, inspirował. Na jego cześć budynek gospodarczy przy kościele od lat zwany jest „Kajetanką”. Zmarł 8 grudnia 2007 r. po ciężkiej chorobie. Bardzo nam Go brakuje.